Brokatowe rozstępy - recenzja

 Hannibal Lecter - ta słynna na całym świecie postać fikcyjnego geniusza i zbrodniarza w jednym jest skojarzona z kilkoma tytułami książek i filmów. Najsłynniejszym takim tytułem jest "Milczenie Owiec" które jako książka zyskało uznanie, a jako film również zyskało uznanie. Osobiście mogę wam ten film polecić jeśli interesujecie się filmami ale jako nośnik materiału intelektualnego oceniam to na tak zwane guwno +. Książki JE Tomasza Harrisa (JE to obraza w tej gazecie) mam za relikt z czasów dominacji kultury adoracji dziwnych fantazji dla dorosłych. W ten sam nurt wpisuje się np. "Ojciec Chrzestny", czy inne badziewie które przedstawia perypetie elementu patologicznego jakby to była jakaś heroiczna i uzasadniona przygoda, przebijające się ostatecznie do mainstreamu i wpływające na umysły wszechułomstwa.
Jednym ze sztandarowych twórców tej kultury jest Martin Scorsese, którego wyodrębniony gatunek "italiano guano" (swoją drogą niezłe filmy) zwieńczony został stosunkowo niedawno istnym opus magnum - "Irlandczykiem", czyli trzygodzinną biografią patusa i mordercy Franka Sheerana która nie znalazła już uznania tłumów ponieważ nie była tak dynamiczna jak wcześniejsze gangsterskie filmy z DeNiro, Pacino i Pescim jako że cała trójka była już w wieku emerytalnym.

Wróćmy jednak do Milczenia Owiec. Jedną z centralnej postaci tej historii jest Jamie Gumb, zwany także Buffalo Billem - kolejny patus i morderca, ale dla odmiany ten zły i niedający się lubić odbiorcy. Odrealnienie i queerowość (w sensie negatywnym) Gumba dobrze obrazuje kultowa scena z ekranizacji, podczas której antagonista odkrywa w sobie zaimiki she/her. Dopóki jest na youtube, możecie ją sobie względnie wygodnie obejrzeć tutaj:



Nie mam zamiaru rozwodzić się nad niebinarnością bohatera, który w makijażu i peruce ze skalpu zamordowanej kobiety robi sobie selfie w celu walidacji swojej kobiecości. Chcę się tu odnieść do innego zjawiska uchwyconego w tym segmencie, a konkretnie do zjawiska abstrakcyjnego pojmowania piękna. Buffalo Bill w swoim pojmowaniu jest piękny i jak sam przyznał, ruchałby się mocno. Problem w tym, że w rzeczywistości jest muskularnym facetem o silnej linii szczęki i niezwykle niskim głosie, uprawiającym drapieżnictwo seksualne i przebierającym się w kobiece zwłoki. Jest to świadectwem nie tylko jego braku kobiecych cech fizycznych, ale również i psychicznych. W jakimś stopniu Jamie Gumb tkwi w odrealnionej świadomości, która nie lubi się z rzeczywistością i koliduje z nią w nieprzyjemny sposób.

Słowem tego wstępu możemy wreszcie przejść do meritum, czyli do brokatowych rozstępów. Zdarzyło mi się mieć tą nieprzyjemność dostrzeżenia właśnie tego zjawiska i nie będę w jego sprawie milczał. Został mi rzucony w twarz wpis w internecie opatrzony dwoma zdjęciami, skupiający się na fakcie, że kobieta posmarowała sobie rozstępy jakimś żelem z brokatem.


Jak rozumiem, dla niej była to manifestacja jej akceptacji własnego ciała, a przynajmniej tak starała się to przedstawić. Samo to zjawisko nie jest w sobie złe i myślę że akceptowanie siebie i swoich niedoskonałości jest jednym z przejawów dojrzałości - kiedyś włosy nam wypadną lub osiwieją, skóra nam się zmarszczy, wzrok nam się spierdoli, organy osłabną i uważam że należy umieć przyjąć to z godnością. Rozstępy również należy umieć w sobie zaakceptować - te wręcz często są pamiątką po macierzyństwie i w tym kontekście w jakimś stopniu nadają ciału szlachetności. Można się kompletnie nie wstydzić swoich niedoskonałości ale eksponowanie ich w taki sposób - jeszcze tak niesamowicie nieestetyczny - nie jest kurwa normalne i nikt mi nie wmówi, że jest.

Zacznijmy od tego, że z odległości większej niż 30 centymetrów wygląda to po prostu źle - jak ubrudzenie, jakby ktoś skoczył w kałużę z błota i się obryzgał. Może rzeczywiście pod światło nie wygląda to jak błoto - tylko jak kawałek metalu wystający z ciała, nabyty niewątpliwie podczas jakiegoś makabrycznego wypadku drogowego i pozostawiony w ciele ze względu na zagnieżdżenie w istotnym nerwie lub zahaczenie o aortę. Człowiek patrząc na to, w ogóle nie zdaje sobie sprawy że pod tym brokatem znajdują się jakieś rozstępy - skupia się raczej na tym wizualnym artefakcie wątpliwej trwałości i jakości.W dodatku, z analizy zdjęć możemy dostrzec że sam brokat rozłożony jest nierównomiernie, nie ma tu żadnej struktury czy szyku, który odpowiadałby uniwersalnemu poczuciu estetyki, której elementy możemy znaleźć we wszystkich rozwiniętych niezależnie od siebie kulturach świata co czyni je w jakimś stopniu cechą człowieczeństwa.

Na poziomie estetycznym jest to po prostu złe i na poziomie moralnym złym jest nazywać to pięknym i dobrym. To nie ma nic wspólnego ze zdrową akceptacją swoich niedoskonałości - bardziej właśnie z odrealnionym postrzeganiem pewnych kwestii i nieudolną próbą radzenia sobie z trapiącym wewnętrznym bólem maskowaną pod warstwą brokatu i supozycją zdrowego kontaktu z rzeczywistością. Na to po prostu nie można wyrażać zgody. Aby brokatowe rozstępy wyglądały akceptowalnie, brokat musiałby być nałożony np. szpachelką w taki sposób, aby wypełniał wyłącznie rowki, co wciąż dawałoby efekt zrośniętego ze skórą kawałka metalu, ale miałoby już zupełnie inne walory estetyczne.
Zanim jednak, drodzy czytelnicy, wybierzecie się do makdonalda by wyrobić sobie na szybko rozstępy i zatkać je brokatem, musimy zadać sobie zasadnicze pytanie: czy jest to zdrowe? Przynajmniej na poziomie fizycznym. Czy zapychanie rozstępów brokatem w jakiś sposób ich nie utrwali, uniemożliwiając gojenie ich? Czy jest to zdrowe dla skóry? Czy nie lepiej po prostu rozstępy załagodzić sprawdzonymi metodami zamiast pokrywać je śmieszną pastą i nazywać to na siłę czymś pięknym? Czy tego typu eksperymenty przeprowadzane na samym sobie w imię samoakceptacji nie są po prostu inaczej nazywanym autodestrukcyjnym odreagowaniem na swój brak samoakceptacji? Myślę że tak właśnie jest i należy nie tylko nazywać to po imieniu, ale również umieć powiedzieć, czemu jest to nie w porządku.

Podsumowując - w samoakceptacji nie ma nic złego, ale ekstremalnym manifestacjom swojej rzekomej samoekceptacji mówimy stanowcze "nie!"

Mig

Komentarze